piątek, 28 kwietnia 2017

Polska krajem stalkerów?

Stalking istnieje jako pojęcie w Kodeksie Karnym. Znalazł swoje umocowanie prawne w 2011 roku. Rozróżniono lolejno dwie strony ze stalkingem związane. Jedną jest osoba dopuszczająca się zabronionego prawem zachowania, drugą jest jej ofiara.

Stalkerem, czyli wyrządzającym szkodę z pozycji siły mającą celowo wyrządzić krzywdę bliźniemu, może być każdy, na każdym etapie swojego życia, w każdej formie relacji. Dopóki nie wywieramy presji, nie przymuszamy, nie stosujemy technik manipulacji, nie stosujemy gróźb karalnych ani niestosownych uwag czy uszkodzeń cielesnych, nie musimy się obawiać posądzenia z tego tytułu. Warto uważać na mienie własne, ale szanować cudze. Warto wiedzieć, że każda forma znęcania nad słabszym, może przyspożyć niebagatelnych problemów. Słabszy nie ma zachowywać się w określony sposób, dlatego że otoczenie tego wymaga, bo jest suwerenną osobą i jeżeli prawa nie łamie, nikt nie może wywierać na nim presji.

Stalkingowany jest tym słabszym, kto w żaden inny sposób nie może uciec przed presją, bo jako słabszy w wielu aspektach, nie ma szansy na obronę. Deficyty o różnej etymologii mogą pretendować człowieka do bezsilności wobec zdarzeń i ludzi.

Co może decydować o losie człowieka?
Zwyczajowo o losie człowieka decyduje w chwili obecnej jego status posiadania. Łatwo skwitować tę myśl w zdaniu klasyfikującym stalkingowanego do miana abderyty, gdy obserwujemy bierność i reakcje wycofujące aktywność wtedy, jak inni w tym miejsu brną do przodu niczym konie w galopie.

Tu, gdzie bieg straceńców po dobra wszelkie, może być ukryty niecodzienny życiorys, zbyt wiele doświadczenia i idącej w parze z nim wiedzy. Wiedza może decydować o wycofywaniu się przez rozmaite formy ucieczki stalkingowanego. W oparciu o ten wzorzec, powstała stosowana od lat, jedna z form przesłuchań prowadzonych przez zbrodniarzy komunistycznych. Polegała ona na wstępnym rozpoznaniu, jak skłonny do uległości jest zatrzymany. Ponieważ zatrzymany był zawsze podejrzanym, a podejrzany zawsze kłamie, bo taki dyktat szkoleń stosowano w Policji, która była uprzednio Milicją Obywatelską, ale podobnie do systemu państwa, zmieniła swą nazwę na ładniejszą brzmieniowo, nikt nie liczył się z zeznaniami, faktami, czy naruszeniem nietykalności cielesnej. Obywatele byli własnością państwa, Policja jego sprawiedliwością, a sprawiedliwość chadzała w standardzie zupełnie innymi scieżkami. Kto trafił na przesłuchanie, nie miał obrażeń cielesnych, uszedł z życiem, był podejrzanym społecznie. Społeczeństwo ferowało o nim wyrok etykietując go stygmatem konfidenta. Stąd lęki ucieleśnione w licznych obawach przed komisariatami, że ludzie w wielu przypadkach tracili życie właśnie tam. Taka była powojenna Polska. Mundur wcale chlubny nie był, a chodzili w nim nie tylko milicjanci i wojskowi. Komunizm pomógł w szufladkowaniu ludzi na tych, którzy współpracują aktywnie i tych, którzy współpracować będą (?).

Lata po roku 1989, przyniosły zmiany istotne dla świata, lecz w Polsce nie miała miejsca dekomunizacja. Zadziało się tak z przyczyny prostej, że całego narodu nikt odsunąć nie zdoła od pełnionych funkcji, stanowisk, pieniędzy, czy zwyczajnie nie zamorduje z dnia na dzień. Palono dowody przeciwko sobie, jak w latach pięćdziesiątych i trzydziestych XX wieku. Owszem, pozostały kopie porozsiewane po urzędach, klisze krzywdy i nieprawości, ale kto na starym zdjęciu dostrzeże iskrę zajadłej podłości w oku własnych dziadków, czy rodziców? Minęło wiele lat, kaźdy dzień wnosi coś nowego, ale człowiek pozostawiony sam sobie, bez świadomości korzeni własnej rodziny, nie rozpozna w sobie prawdziwych motywacji zachowania. Inni uciekają przed nim, sam wychodzi na głupca wielokrotnie, ale nikt nie podpowie mu, że stalking w krajach postkomunistycznych jest codziennością.

Jeżeli znęcano się nad tobą w dzieciństwie, zaraz zaczniesz się znęcać nad własnymi dziećmi. Dlaczego tak? Dlatego, że z upływem czasu zaczynamy coraz bardziej idealizować własny dom pochodzenia. Zapominamy ból, złość i chcemy, aby prawdą było to, co nam wpajano. Wpajano nam w krajach komunistycznych szereg bzdurnych powiedzonek, które nadal nie mają uzasadnienia, ale wszyscy je powielamy i cedujemy na innych. Skąd wiedza w narodzie o każdym człowieku? Jej nie ma. O każdym powinniśmy umieć powiedzieć w pierwszym zdaniu "człowiek" a dalej najpierw sprawdzić, jakie cechy, a nie ile pieniędzy ten człowiek posiada.
W Polsce krąży powiedzenie: "Jak do czterdziestki się nie dorobisz, to już się nie dorobisz". Równolegle do tego ukształtowano inne, równie bezpodstawne: "Uczciwością i pracą ludzie się bogacą"; "Pierwszy milion trzeba ukraść".  Smutne, bo tym sposobem określamy siebie, nie innych, jeżeli szafujemy tak bezwartościowym stygmatem, opowiadamy o własnych brakach.

Kraj postkomunistyczny nie oferował wolności pozwalającej na zdobycie majętności przed czterdziestym rokiem życia, o ile nie spadła na nas "radość" ze śmierci członka rodziny albo nie pojawiła się tajemnicza, pomocna dłoń sponsora, albo co najmodniejsze w już demokratycznej Polsce, nie zawarliśmy korzystnego finansowo małżeństwa. To uczciwe raczej nie jest, ale co tam, większa szkoda z narodowego żalu, który odczuwają wierzący w powiedzonka starszych i mądrzejszych. W kraju, który nie oferuje podstawy koniecznej do przeżycia, a jedynie publikuje kolejne statystyki z uśrednieniem płac minimalnych w odniesieniu do najwyższych, nie istnieje efektywna możliwość godnego zarobku. Godnego w rozumieniu zaspokojenia oprócz potrzeb najniższego rzędu (wyżywienie, rachunki), chociażby potrzeby kontaktu z kulturą, sztuką, edukacją, sportem i zdrowiem w rozumieniu także jego profilaktyki. Całość sprowadzono do wniosku z powiedzenia "Pierwszy milion trzeba ukraść", aby wzbudzić poczucie winy w tych, którzy bez spadku, bez korzyści z małżeństw, bez pracy w jej potocznym rozumieniu, bez kradzieży, spekulacji itd., nie musieli wyjechać z kraju, by nie poddać się stalkingowi.

Niechlubna fama o Polakach powstała w minionych dwudziestu latach, jej nigdy nie było, ale ona pochodzi od nas. Fałszywe przeświadczenia wnikają z ugruntowania w systemie, który wielu określało mianem zamordyzmu. Wielu spośród tych, którzy tu już nie wrócili.
Polacy mieszkający nadal w kraju, umiejętnie stosują stalking. Zmiana rządu nie gwarantuje równości, zatrzymania narastającego długu publicznego, nawet nie gwarantuje normalności w chorym systemie. Nie zmieni przeszłości narodu, nie wpłynie na historię, może zmienić naszą świadomość wzbogacając o kolejne doświadczenie i tyle. Każdy, kto targnie się na innego człowieka atakując go z uniemożliwieniem ucieczki, jest stalkerem i nie ma znaczenia czy pozostaje w danej rodzinie, czy nie. Nie obecny rząd wprowadził zmianę przepisów prawa w 2011 roku, zwyczajnie przepisy które mieliśmy wcześniej, nie były do zaakceptowania przez świat.

Mnogość współczesnych zgrzytów na arenie parlamentarnej jest tym, co Polacy znają, kochają i lubują się w tym pławić. Zmienność aktorskich ról między stalkerem, a stalgingowanym, jest nierozłączna z krajowym teatrem życia. Jakże upolitycznieni jesteśmy w kraju, skoro wiedząc o tym, że człowiek sam w sobie wartość stanowi, pożądamy uzupełnienia w kontekście całego szeregu kompikacji? Kto upoważnia do ferowania wyroków bez dokumentów? Chwilowo jesteśmy własnymi poszlakami bytu, korzeni, historii rodzin, kraju, bo tylko o sobie możemy autorytatywnie wyrazić wiążącą opinię, lecz niestety nie wolno jej wyrazić o przodkach, bo nie możemy mieć absolutnej pewności co do prawego życia w państwie komunistycznym, ani nieprawości w państwie policyjnym.

Relatywizm tutaj nie zaistnieje, wybór jest dychotomiczny. Albo zwycięży dobro, albo zło, jednakowoż tendencja komunistyczna została do ubarwiania rzeczywistości, stąd wynaturzony stalker zamienia się w potulnego pluszaka, a faktycznie słaba i prześladowana osoba ze stalkingowanego staje się stalkerem.

~©Agar~28 kwietnia 2017 r.

środa, 5 kwietnia 2017

Odzew: Dobra Zmiana

Jestem niewolnikiem, nie tylko boję się pisać prawdę, ale też czuję za każdą napisaną tezą, gorzko-kwaśne odium niemocy. Przeraża mnie wizja kraju skazującego na siebie tych ludzi, którzy nie mieli i nie mają żadnego wpływu na kształt rzeczywistości. Najbiedniejsi, bez interwencjonizmu państwa, margines bez patologii, za granicami pojmowania. "Oni" są nami, bo my nimi jesteśmy we własnym domu – Obcy.

"Dom"...
Co jakiś czas spływa krwią, nie ma w nim stałości, a zapowiedź dalszych braków swobody zawodowej, przygniata każdego, komu jeszcze odrobina uczciwości pozostała.

Narodowa moda na kłamstwa trwa w najlepsze, dlatego przyjęto niepisaną zasadę milczenia wobec nieprawości. Nic bardziej mylnego. Może slumpfować gospodarka, mogą trwać roszady u władzy, ale nikt nie może pozwolić sobie na wyzysk innych ludzi pod pozorem dobrych zmian w europejskim kraju.

Paradoks w tym, że zmianę rzadko kiedy widzimy w aspekcie dobra i zła. Obydwa zjawiska są efektem, który ma wywołać po jakimś czasie zmiana, więc z gruntu nikt nie jest w stanie przewidzieć wyniku. Polski rząd przewidział, za nim (złudzeniem) poszli zmęczeni Rodacy.

Często dobre założenia nie prowadzą do celu. Wystarczy cofnąć się pamięcią do przełomu lat 1989-90, aby wyraźnie dostrzec, że wynik dalece odbiega od założenia, a dyskusja nad efektami stale trwa. Przykład kontekstu terminologicznego zmian, dał obecny rząd, lecz to jest jedynie założenie. Rodzaj myślenia magiczno-życzeniowego o przyszłym działaniu.

Kapitalistyczne rekiny krajowej finansjery, szybko podchwyciły hasło i czyniąc modę na wyzysk z użyciem wszystkich paragrafów prawem zakazanych, wprowadzają natychmiastowe zmiany. Cóż, duży się nie boi, ma sztab prawny, ubezpieczenie od niechcianych zdarzeń, nic mu nie grozi, ale brak wyobraźni spowoduje zamiast zakładanych pozytywnych efektów optymalizacji, znaczne uszczuplenie kadr rekina.

Oczywiście wśród jego pracowników, obowiązuje zakaz dzielenia wiedzy o wprowadzanych zmianach z osobami spoza firmy, bo kiedy Pryncypał nie jest skończonym kretynem, sam na siebie bicza nie uplecie. Solidarni wobec oblicza wyzysku, mogą strajkować i szukać innego pracodawcy, bo jeżeli zaaprobują mimo sprzeciwu zmiany, w krótkim czasie utracą siły witalne, a takich ludzi każda korporacja zostawia na bruk. Podobny los spotyka tych, którzy zaczynają myśleć, bo ich swoboda nie idzie w parze z założeniami korporacyjnego niewolnictwa. Szybko zacznie rozumieć ten, którego korporacja zmusiła do kredytu na auto, kolejno na wpłatę za firmową wycieczkę, później na zmianę mieszkania, ale jedynie zapowiedziano podwyżkę, do tej nie doszło.

Niestety, obecnie to jedyny atut z resztek przyzwoitości, że można pracować dla rynkowego monopolisty.
Podziały społeczne widoczne są coraz bardziej, a nie o to walczyła Polska przez wieki, by ktokolwiek za nią w czasach pozoru wolności umierał z głodu i bezsilności, bo transakcje bezgotówkowe w weekendy nie działają.

~©by Agar~ 5 kwietnia 2017 r. z póź. zm.