wtorek, 31 marca 2020

Skażenie

Koronawirus
Tak tak, wiem o czymś podobnym i zupełnie nie jestem tematem zainteresowana, bo żeby nie przeszkadzać społeczeństwu, przed wieloma laty zrezygnowałam z udziału w nim. Nie, nie świadomie. Będąc jeszcze młodą osobą poznałam czym jest odebranie marzeń, złudzenia i wystawionie bardzo wysokiego rachuneku za życie. Niestety nie spotkałam krasnoludka ochoczo za mnie płacącego. Byłam trochę tak, jak ludzie obecnie skażeni. Przestałam jeść, straciłam znajomych, a koronawirus pozostawał daleko ode mnie. Bezrobotni nie mają czasu na chorowanie, na kulturę, ani nawet na opłaty za życie. Nie miałam nawet na bilet jednorazowy, więc pozostało mi na lata dbać nadmiernie o własne otoczenie kosztem dbałości o siebie.

Miałam firmę i bez mydła mi ją posprzątano [zamknięto bez mojego uczestnictwa]. Ten rodzaj sprzątania nie miał nic wspólnego z porządkami. Właściciel wynajmowanego lokalu okazał się zwykłym człowiekiem bez zasad i wtedy stał się moim koronawirusem. Bardzo dobra to była podstawa do rozumienia teraz tego, co "zafundowano" małym przedsiębiorcom w kwarantannie. Nie potępiam, nie podsumowuję, zakładam konieczność ale wiem, że stary świat już nie wróci bez uprzednio długiej i żmudnej nauki pokory.

Wielu pierwszy raz upadnie, jak upadłam ja. Przez sześć długich lat już nie wstałam. Upadek był nie tyle fizyczny, co straciłam wzrok przez zbyt duże zdenerwowanie. Lekarz wiedział, wysłał do neurologa i od niego dostałam tabletkę dla każdego pijaka, a tu nawet mnie nie zapytano o to, czy piję. Polskie społeczeństwo pije, ja nadal nie, ale miałam możliwość poznania smaku i niestety nie umiem zrozumieć pijących. Nie, nie piję. Po takiej diagnozie każdy upadnie, więc w efekcie upadłam, bo w Polsce badania nie są darmo i trzeba podkreślić jakoby celowo różnicę społeczną. Co mogłam zrobiłam i tyle. Od tamtej pory mam drugą parę okularów, bo w końcu optyk zobaczył za mnie moją niedolę. Człowiek mi zupełnie nieznany, zaledwie technik, a po w sumie krótkiej wizycie wpłynął na pole widzenia tak, że w ciągu półtora roku zaczynam widzieć. Zyskują moje rysunki, doświadczam ponownie kolorów i cieszy mnie każda własna pomyłka. Tak, ale coś za coś, zaczęłam się przewracać, bo każde słowo w moją stronę ściągało nie tylko skutecznie wzrok w kierunku mówiącego, też skutecznie wytrącało uważność.

Dzisiaj medytuję przy każdej sposobności a tę metodę relaksu polecam każdemu. W pierwszym momencie utrzymaj uwagę na zadaniu, którym jest głęboki wdech. Wydychaj powietrze trochę krócej i postaraj się zobaczyć dokładnie sytuację lub siebie w pokoju. Na tym etapie zadbaj żeby nikt nie przeszkodził, bo później już niewiele wybija z rutyny medytacji. Ważne jest wyłączenie natręctwa myśli po to, by organizm mógł najpierw poczuć, następnie przekazał pozytywną energię płynącą z serca. Serce jest najważniejszym organem w człowieku i jemu należy się dbałość. Pozytywy medytacji serca możemy obserwować natychmiast w formie maleńkich cudów. Na czym one polegają? U mnie starsza i już niedołężna kotka zaczęła być najlepszym psem. Jedno moje spojrzenie na nią i wiem czego potrzebuje ode mnie. Dla mnie to mały cud, medytując przy niej jestem spokojnym człowiekiem. Kiedy piszę niniejszy tekst, śpi obok mnie w pełni zaufania. Z tego tytułu podążając za Shakespearem jawi się przed oczami duszy mojej zupełnie inny, lepszy świat, bo wierzę w pokorę wobec licznych niespodzianek od losu.