wtorek, 6 grudnia 2016

Zmiany zmiany zmiany

Gdzie jest Polska w XXI wieku?

Już niby nie jesteśmy krajem komunistycznym, niby wszystko powinno układać się należycie, jednak coś jakby nie chciało zatrybić. Społeczeństwo jest stare, z uwagi na brak jakiejkolwiek pomocy państwa w życiu obywateli, po długich latach drenażu portfeli, dogorywamy. Pośrednio dzieje się tak za sprawą grabieży środków z OFE, które miały gwarantować zachowanie ciągłości, lecz ich zniknięciem zasponsorowano nam – Polakom – zamiast wizji przyszłości, brak chęci do życia.

Kolejne modernizacje struktur państwowych, których pierwotnym celem miała być pomoc, pozostały konstruktem teoretycznym, można powiedzieć, że udało się wykorzenić część narodu, lecz raczej nie o tę część chodziło w założeniu.
Niby jeszcze jesteśmy, niby dalej trwamy, ale między 30 a 50 rokiem życia, przeciętny Kowalski nie posiada kompletnie nic, o ile nie ma ochoty utrzymywać banków niewiadomego pochodzenia, nie zdąży dożyć do wieku emerytalnego, bo konieczność utrzymywania świadczeń wypłacanych emerytom pracującym na kilku etatach w ramach "dorabiania", skutecznie odbiera tak pieniądze z budżetu, jak miejsca pracy i do tego jeszcze jedzenie ze stołu najmłodszych. Nic to dla emeryta, bo uważa, że ZuS płacił na siebie. Ups, a to już jest jego problem, niech spróbuje zapłacić go za siebie teraz, albo niech przestanie odbierać pracę młodszym!

Niestety, prawda jest naga i ma tendencję rozwoju w czasie. Czas nie sprzyja, bo nie potwierdza błędnych przekonań, jedynie dostarcza kolejnych danych. Dane nigdy nie są adekwatne, bo każdy czyta jak chce. Naprawdę, czy nikt nie wspomni teraz faktu o tym, że ZuS nie był w początkowej fazie istnienia obowiązkowy? Nikt nie ma wspomnienia o potrącanych składkach na poziomie 2% wynagrodzenia? No, było tak, że emerytów nie było, a ci, którzy przeżyli II WŚ, albo pozostawali na utrzymaniu ubogich rodzin, albo umierali i wcale nie z dobrobytu.

"Chcę" jako pojęcie względne, oczywiście nie oznacza jednorazowej tendencji, lecz wielokrotną powtarzalność w czasie z iście polskim akcentem przewagi dla "nie chcę" i tak właśnie przyjęto we wczesnych latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, że w Polsce znaczenie będzie miało jedynie "chcę", lecz przez końcowe "muszę", które pierwszy raz usłyszano z ust L.Wałęsy w okolicach 1989 roku. Ponieważ słowa zapamiętano, pozwolono im kształtować system wartości. Nikt nie musi wykonywać bezrefleksyjnie poleceń innej osoby o ile nie został pozbawiony praw! Pozbawienie praw zawsze odbywa się na mocy wyroku sądowego, który musi się uprawomocnić. Bez tego nikt nic nie musi, a jego "Muszę" wynika wyłącznie z wewnętrznego przekonania.

Im starszy człowiek, tym bardziej wbity w przekonanie zasadności co i kto musi. Jego zdaniem każdy musi, jak i on musiał. Gdy wzrastał, autorytety nie mogły być podważane, ale obecnie nawet to uległo zmianie. Znaczenia dla "starszych" nie ma różnica technologii, czasu, jego strefy czy różnorodność życia obfitującego formami. Nie, bo każdy "musi" według określonego skryptu bez nazwy, podążać w kierunku "chciejnego" zaślepienia, inaczej jest zły.

Chyba gorszego przekłamania powielonego w czasie być nie może.